środa, 30 października 2013

Wywiad z pisarką Panią Magdaleną Kawką

Co jest najtrudniejsze w pisaniu a co najłatwiejsze ? 


     Pisanie jest pracą, jak każde inne zajęcie i jak w każdym innym zajęciu najtrudniejsza dla mnie jest mobilizacja, a zaraz potem systematyczność. Trudno również czasami zostawiać bliskich, np. w fajny, niedzielny poranek, tylko dlatego, że trzeba zapisać jakąś myśl, albo wrażenie, bo za chwilę uleci. Niemałą trudność stanowi dla mnie tzw. „książka przenoszona”, nad którą praca ciągnie się już tak długo, że zaczynam być zmęczona bohaterami.
    Poza tym, to już same przyjemności  Snucie opowieści, przeżywanie z bohaterami ich smutków i radości, duma, gdy kończy się kolejny rozdział, ulga, kiedy pojawia się słowo koniec oraz niepewność, jak odbiorą ją czytelnicy, gdy już stanie na księgarskiej półce.


Piszę Pani kolejną książkę ?
     Tak, pracuję nad nią od roku i nie wiem, jak to jeszcze długo potrwa. Muszę się spieszyć, żeby nie doświadczyć syndromu przenoszenia ;)  Powieść będzie się nazywała „Pora westchnień, pora burz”. Historia rozpoczyna się we Lwowie w 1938 roku. Bohaterkami  są m.in. uczennice Gimnazjum Św. Marii Magdaleny, szkoły zwanej popularnie Magdusią. Za rok mają zdawać maturę i jak to młode dziewczyny, głowy mają zajęte miłością, planami na przyszłość, nadziejami na piękne, dorosłe życie. Zakochują się, chodzą do kina, kłócą i godzą, słowem przeżywają właśnie porę westchnień. A wszystko to rozgrywa się na tle przepięknego, wielokulturowego, nowoczesnego miasta, jakim był wówczas Lwów.
    Potem następuje pora burz i wszystko się dramatycznie zmienia. Żyjący do tej pory zgodnie obok siebie Polak i Rusin zaczynają skakać sobie do gardeł, najbliższa przyjaciółka staje się przede wszystkim Żydówką i trzeba się zastanowić, czy narażać siebie, żeby ją ratować. Nastają ciężkie czasy i trzeba się nauczyć umiejętnie lawirować pomiędzy zmieniającymi się okupantami, żeby przeżyć i zachować godność.



Czy nie boi się Pani negatywnych opinii ?

     Jasne, że mi tak po ludzku przykro, gdy ktoś poczuje się rozczarowany. Jednak wiem, że gdy coś podoba się dosłownie wszystkim, to sama zaczynam nabierać podejrzeń, co do wartości dzieła ;) A mówiąc zupełnie serio: moje książki nie są dla wszystkich, zresztą w ogóle nie ma takich powieści, na tym polega urok i magia literatury. Możemy z niej czerpać, jak ze źródła nieustającej radości i każdy wyciągnie co innego.
    Gdy czytam opinię o książce: „eee tam, jestem rozczarowana, spodziewałam się czegoś innego” – to naprawdę nie może mnie dotknąć, bo nigdy nawet nie próbowałam sprostać jakimkolwiek oczekiwaniom  
    Lubię za to opinie, które, choć niepochlebne, są w stanie wskazać mi słabsze momenty książki. Początkowo oczywiście pofukam sobie w duchu, ale gdy opadną emocje, potrafię wyciągać wnioski ;)


Wydając pierwszą książkę szybko znalazła Pai wydawce ?

     Pierwsza była „Sztuka latania”. Gdy ją napisałam nie miałam bladego pojęcia jak wygląda rynek wydawniczy. Byłam zielona, jak ten przysłowiowy szczypiorek na wiosnę. Wysłałam powieść do kilku największych wydawnictw i nie zawracając sobie głowy nadmiernym oczekiwaniem zaczęłam pisać następną. Oczywiście, zaglądałam do maili, ale snu mi to z powiek nie spędzało. Po kilku miesiącach przyszedł list. Prawdziwy, papierowy list z Prószyńskiego. Żeby było zabawniej, odebrał go mój mąż, a że akurat były święta – położył mi go pod choinką. Oczywiście skakałam z radości go góry! Okazało się, że w wyniku zawirowań w wydawnictwie zapodział się gdzieś początek i koniec powieści oraz mój adres mailowy. Redaktorka znalazła jedynie nazwisko i miasto, a że książka bardzo jej się podobała – jakoś mnie znalazła.
    Najbardziej dumna byłam z tego, że choć mieli jedynie środek – chcieli wydać   Brakujące części oczywiście dosłałam.


Jaka ją jest Pani osobą na co dzień ?
     Pogodną, refleksyjną i zdystansowaną, na ogół . Miewam humorki, jak każdy, ale za największą zaletę poczytuję sobie, że nie jestem drobiazgowa, bo tego nie znoszę u innych.

 
Czy ma Pani powieść lub opowiadanie którą nigdy Pani nie wyda.


    Nie. Gdybym nie mogła wydawać, chyba przestałabym pisać. Pisanie do szuflady to zajęcie nie dla mnie, bo ja nie mam wewnętrznego imperatywu, który nakazuje mi pisać. Piszę po to, żeby ktoś czytał i czerpał z tego przyjemność.


Jakie jest Pani największe marzenie?


     Największego nie zdradzę, bo się nie spełni   A poza tym, chciałabym żyć szczęśliwie i długo. W tej kolejności .     




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz